Przyszłość start-upów made in Poland.

Każdy z nas wie o istniejących regionach w naszej Europie i na całym świecie, w których różne przedsięwzięcia są ułatwione, możliwe, ustrukturyzowane w taki sposób, że performance staje się możliwy. Czy posiadając trochę gotówki każdy z nas wyobraża sobie kupienie własnościowego apartamentu w Bukareszcie? A w Belgradzie? Czy łatwiej jest podjąć decyzję dokonania takiej inwestycji na Costa Brava albo na Florydzie, aniżeli w takich właśnie miejscach? Prawdopodobnie nie jest to związane bezpośrednio jedynie tylko z atrakcyjnością miejsca. Prawdopodobnie przyrost wartości porównywalnej nieruchomości w czasie, a więc związana z nim sensowność inwestycji, byłyby większe w Belgradzie lub Bukareszcie. Jednak równie prawdopodobnie zaledwie bardzo nieliczne pojedyncze osoby zdecydowały się na taki ruch. Mimo, iż Bukareszt ze swoją Rumunią należy już do Unii Europejskiej. Czy podobne wątpliwości lub niechęć leżałaby u progu inwestycji w firmy, zwłaszcza początkujące? Start-upy?

Zmierzam do przemyśleń o koniecznych do spełnienia uwarunkowaniach otoczenia, aby inwestycje stały się bardzo atrakcyjne i bardzo proste. Oraz równie codzienne, o naturalnym przebiegu procesów, bez ani znajomości, ani przypadkowości.

Potężna luka kapitałowa na rzecz start-upów w Polsce, czyli brak sprawnego i pewnego finansowania nowych przedsięwzięć przedsiębiorców jest bezpośrednią wypadkową braku edukacji w całej tej dziedzinie. Stąpanie po grząskim terenie, którego nie tylko przyszłość pozostaje nieokreślona, ale bieżący krok jest niepewny, pełen znaków zapytania, de facto uniemożliwia planowanie. Wszystko jednak z powodu edukacji, procesu uczenia o rynku start-upów i jego zależnościach. A jest to przede wszystkim rynek podwyższonego ryzyka. Gdyby najsilniejsza jednostka, czyli całe nasze państwo, przejęła lwią część tego ryzyka, zainteresowanie inwestycyjne oraz pewność prawdopodobnej inwestycji otworzyłaby dzisiaj niewyobrażalne przestrzenie. A więc większe zaangażowanie państwa przy tworzeniu się rynku podwyższonego ryzyka. A więc edukowanie o warunkach powodzenia inwestycji. Chyba, że jest jakiś inny przyczółek do idei o naszej przyszłości.

W XX wieku myślano, że zakończenie edukacji jest punktem wyjściowym zwrócenia się kandydata do biznesu. Świat pokazuje jak bardzo starym wspomnieniem jest to nastawienie, jeśli się chce odnosić masowo sukcesy. Dzisiaj proces edukacji w całym swoim zakresie czasowym w przodujących państwach ściśle współpracuje z biznesem. Klarowne i proste komunikowanie zależności tych dwóch sfer, ich wzajemne zrozumienie w takim stopniu, aby mogło ono przynosić korzyści i dla obydwu, i w pełnym zakresie umożliwią, że błyskawicznie znajdą się finansowania projektów, które w minionym wieku określano jako naukowe. Jeśli uczelnie posiadają coraz wyższy próg wejścia, coraz bardziej inteligentni ludzie na nich studiują i pracują, ludzie, którzy pragną odnosić sukcesy komercyjne, nie tylko naukowe, to jest to najbardziej obszerne i jakościowo najsilniejsze centrum potencjałów intelektualnych całego narodu. Czy ktokolwiek jest w stanie zaprzeczyć, że biznes komercyjny dzisiaj najbardziej potrzebuje właśnie najlepszych potencjałów intelektualnych? Pieniądze przecież ma! Uczelnie wyższe winny współpracować z biznesem nad projektami komercyjnymi, nad monetyzacją przemyśleń i ich efektów ze strony zajmujących się wyłącznie takimi przemyśleniami uczelni. Na uczelni w Cambridge może każdy człowiek, każdy przedsiębiorca zlecić przeprowadzenie eksperymentalnego projektu rozwojowego. Wiem, gdyż tam dzwoniłem. Otrzymuje się warunki i kosztorys. Jak w biznesie. Niby nic wielkiego, ale ci młodzi ludzie działają jak rasowe korporacje, choć nie pracowali nigdy wcześniej w biznesie. Ktoś ich wyedukował.

Współpraca biznesu z nauką będzie miała za nieuniknioną konsekwencję potężną zmianę postawy uczących profesorów, doktorów i docentów. W nowoczesnym systemie nie będzie już nigdy więcej chodziło o nich samych. We współpracy nauki z biznesem uczący profesorowie będą częścią systemu dyktowanego przez zasady rynkowe. Pokorne podporządkowanie się temu systemowi stworzy elity profesorów w służbie biznesu. Najlepszych i najlepiej opłacanych. Niepokorne niepodporządkowanie się temu systemowi wymusi nową epokę, w której system odbierze studentów i pozostawi profesorów na bruku.

W ostatecznej konsekwencji już sam rynek naukowy wymusi zmiany na profesorach tkwiących w XX wieku. Bowiem w zupełnie inny sposób następować będzie finansowanie uczelni, jej projektów i jej profesorów. Uczelnie będą zarabiać poważne pieniądze na komercjalizacji swoich dokonań, swoich eksperymentów, swoich prac rozwojowo-badawczych. Wówczas nauka zacznie naprawdę być podwaliną sukcesów biznesowych i w nią zacznie biznes inwestować. Zmiany spowodują inne źródła i inną alokację strumieni finansowych na uczelniach. Uczelnie będą młodzi ludzie kończyć nie z doskonałymi ocenami, lecz z doskonałymi sukcesami biznesowymi. Do pracy w koncernach będą przyjmowani w ekstremalnych przypadkach jako gwiazdy, a nie jako ludzie mozolnie starający się o zebranie garści doświadczeń w pracy międzysemestralnej.

Inny świat.

Podobny proces edukacji w kierunku owych uwarunkowań rynkowych start-upów jest konieczny w ramach otoczenia rynkowego. Naturalnym procesem w powstawaniu start-upów jest rola inwestorów prywatnych, czy też aniołów biznesu. Oni wchodzą w przedsięwzięcie w fazie zasiewu, a po skutecznym rozwinięciu biznesów odsprzedają jego część dalej funduszom podwyższonego ryzyka, Venture Capital. Gdy firma jest już bardzo duża i stabilna, przejmują ją koncerny lub fundusze Private Equity. Tak jest w przodujących krajach całego świata. O systemie tym, o takim łańcuchu i jego specyfikach trzeba edukować ludzi. Przedsiębiorców, studentów i naukowców. To sprawdzony system. Koniecznym warunkiem odniesienia sukcesu w przyszłości nie tylko w pojedynczym przypadku, ale w całym strumieniu sukcesów made in Poland wydaje się stąd stworzenie instytucji finansowania całych kolejnych rund inwestycyjnych oraz wsparcie nowych aniołów biznesu. Ostatecznie klarowne i sprawne komunikowanie tychże sprawdzonych systemów i sukcesów międzynarodowych.

Jeśli w procesy polskiej przedsiębiorczości start-upów mieliby wejść potężni zagraniczni inwestorzy, to będziemy musieli im udostępnić wiedzę o rynku i jego strukturach. Zaprojektować prezentacyjnie cały ekosystem przedsiębiorczości start-upowej w Polsce. Jeśli nie ma takich inwestorów w Polsce w wymiarze masowym, to przecież nie jest to skutkiem braku pieniędzy, lecz wynikiem raczej braku wiedzy. To dokładnie ten sam syndrom braku ekosystemu i ustrukturyzowanej wiedzy o nim, jak w przypadku nieruchomości w Bukareszcie. Nie zainwestuję, bo nie wiem, bo nie ma struktur, bo nie ma komu odsprzedać po jakimś czasie. Koniec. Koniec już na samym początku. Każdy rodzaj inwestycji wymaga potężnej wiarygodności. Transparentność, dane o otoczeniu, dane o graczach finansujących i mnóstwo z tym związanej wiedzy. Pragmatycznej wiedzy, po prostu przybliżanie pragmatycznych faktów. Czyli edukacja.

Póki co czytam, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w swojej nowej wersji ustawy o wspieraniu działalności innowacyjnej nie zdejmuje podwójnego opodatkowania ze spółek komandytowo-akcyjnych. SKA. Podczas gdy na całym świecie SKA są najbardziej atrakcyjną i najczęściej wybieraną formą spółki przez fundusze venture capital dokonując inwestycji w start-upy. Przy podwójnym opodatkowaniu najpierw płaci podatki spółka, a potem wspólnicy. Czyli edukacja i zrozumienie. Albo różne interesy. A może rzeczywiście warto wyciskać sok z niedojrzałego owocu i wyedukować w odwrotny sposób o tym przedsiębiorców i inwestorów?

Nie są to sprawy tak odległe i nierealne, jak wprowadzenie Polskiej Złotówki PLN na giełdę w Tokio. Dla wszystkich niewyobrażalne, a nawet prowokujące uśmiech żartobliwego sarkazmu na twarzy. Bo to wszystko obrazy z przyszłości. Przyszłości, o której nie myślimy na codzień, której postawienie celów jakościowych – poza finansowymi – staje się utopijną walką z niechęcią, niemocą, rażącym pogwałceniem przez rynek i konkurentów. Przyszłości jakby nie naszej własnej, bo nie namacalnej dzisiaj. Ale dla wszystkich przedsiębiorców i bez wyjątku wszystkich polityków jedynym celem marszruty. Rozmyślając o przyszłości zawsze dochodzi się do potężnego zastrzyku inspiracji i adrenaliny, co z tego należy wykonać już dzisiaj. Niby nic nowego, niby nic wielkiego. Jednak mam głębokie przekonanie, że jedynie pojedyncze osoby zadają sobie pytanie, czego wymaga dzisiejsza sytuacja, otoczenie finansowe, inwestycyjne, edukacyjne i wszelkie inne, aby przyszłość inwestycji kształtowała się wysoce atrakcyjnie. Wczoraj zakończyły się emocje przygód naszego zespołu narodowego w piłce nożnej we Francji. Przebija z nas duma i radość. Każdy czuje się godnie i z radością reprezentowany, nawet na codzień nie zainteresowani emocjami futbolowymi. A przecież maleńka grupa ludzi ustanowiła się nawzajem myśląc właśnie o tym, jakie pragmatyczne podwaliny muszą być koniecznie spełnione – i to nie tylko emocjonalne, nie tylko wysoki stopień euforii do niczego w pojedynkę ostatecznie nie prowadzący – aby wynieść całą branżę na wielokrotnie wyższy poziom. Wszyscy mamy wrażenie, że właśnie ustanowienie tych podwalin, edukacyjnych, organizacyjnych, mentalnych i dalszych, całego systemu zazębionych ze sobą i uzależnionych od siebie działań, wyniosło nas na orbitę światowej skuteczności. I stało się to zaledwie w okresie dwóch lat.

Jestem przekonany, że ustanowienie i wdrożenie podwalin do szybkiego i sprawnego systemu finansowania i rozwoju start-upów w Polsce sprawi, że ich rozwój nie będzie pojedynczy i uzależniony od pojedynczego pomysłu, ale będzie naturalną, wręcz oczywistą materią made in Poland. I kto tylko będzie chciał, wygra swój mecz.